JESTEM LOKALNĄ PATRIOTKĄ – rozmowa z Beatą Sarnowską o pasji pisania i rozwiązywania zagadek kryminalnych
Odsłony: 1994
Zadebiutowała opowiadaniem kryminalnym, ale szerszemu gronu czytelników dała się poznać jako autorka książek dla dzieci, w których wykorzystuje motywy questingu, wiedzę o lokalnych zabytkach i muzeach oraz detektywistyczne zagadki. Bliski jej sercu jest Olsztyn, a syn pomaga jej w tworzeniu nowych fabuł. Zapraszamy na spotkanie z Beatą Sarnowską, autorką m.in. Tajemnicy zaginionej kotki.
Marta Korycka: Jakie były początki pisania Beaty Sarnowskiej?
Beata Sarnowska: Trudne! Chociaż to zapewne ocena subiektywna. Zaczynałam od krótkich form: recenzje książek i opowiadania. Dopiero potem pojawiły się dłuższe teksty.
M.K.: Mało kto wie, że Twoim debiutem było opowiadanie kryminalne dla dorosłych, które otrzymało wyróżnienie. Gratuluję udanego debiutu i osiągnięcia sukcesu.
Beata Sarnowska: Dziękuję bardzo. Potwierdzam. Zadebiutowałam opowiadaniem Niemy świadek, które napisałam na konkurs organizowany przez Miejską Bibliotekę Publiczną w Olsztynie na kryminalne opowiadanie z Olsztynem w tle i które to ukazało się w antologii opowiadań Kryminalny Olsztyn. Koszary. Znalazłam się w gronie laureatów, a w fabule umieściłam olsztyńską Kamienicę Naujacką.
Sukces? Według Słownika języka polskiego to ‘osiągniecie zamierzonego celu, pomyślny wynik jakiegoś przedsięwzięcia, zdobycie sławy, majątku czy pozycji’. A według mnie sukces to sześć liter, to słowo, które mogę wykorzystać w literaturze.
M.K.: Co się stało, że kolejnym Twym utworem była powieść detektywistyczna z intrygą kryminalną… dla dzieci?
Beata Sarnowska: Udało mi się zaszczepić u syna pasję czytania, więc Tajemnica zaginionej kotki powstała właśnie dla niego. Zależało mi, aby nie była to kolejna powieść detektywistyczna, dlatego wplotłam historię miasta i zabytki. Napisany tekst przeczytałam synowi, a dopiero kiedy uzyskałam satysfakcjonującą odpowiedź zwrotną, wysłałam tekst jako propozycję wydawniczą.
M.K.: W swej pierwszej książce dla dzieci wykorzystałaś motyw questingu. Wiem, że w dwóch następnych też on się pojawi…
Beata Sarnowska: Chciałam, aby moja książka wyróżniała się od innych dostępnych na rynku. Poza tym zależało mi, aby pokazać dzieciakom, że historia, zabytki oraz czytanie wcale nie są nudne. Gdy połączyłam to wszystko, okazało się, że to nic innego jak questing.
M.K.: Dziecko to wymagający czytelnik, według mnie bardziej niż dorosły. Jak wyglądają Twoje spotkania autorskie?
Beata Sarnowska: W dwóch słowach? Dzieje się! Tak jak mówisz, dziecko jest bardzo wymagające. Na spotkanie z dzieciakami nie odważę się pójść z marszu, nieprzygotowana. Nie ma takiej opcji. Mam zawsze zaplanowany scenariusz zajęć i zawsze coś w zapasie. Jako że jestem manualne beztalencie, to nie robimy żadnych artystycznych form. Ale oczywiście, dzieci rysują, tworzą, odpowiadają na pytania, rozwiązują zagadki, bo i tego nie może zabraknąć na spotkaniach ze mną. Zapewniam, że czas nam szybko mija, a rozstanie jest bardzo trudne.

M.K.: Do tej pory akcja wszystkich Twych utworów rozgrywała się w Olsztynie? Dlaczego Olsztyn?
Beata Sarnowska: Olsztyn jest mi bliski. Olsztyn jest piękny. Może nie jest to metropolia, ale zdecydowanie ma wiele ciekawych miejsc, które warto dostrzec. Ponadto, najlepiej pisze się o tym, co jest znane, chociażby dlatego, że posiadamy niezbędną wiedzę do tego, aby wiarygodnie przedstawić historię.
M.K.: Czy to ma coś wspólnego z tym, że jesteś lokalną patriotką literacką?
Beata Sarnowska: Właśnie! Jestem lokalną patriotką. Czytam powieści Renaty Kosin, barczewskiej pisarki, która jest mi chyba najbliższa. W mojej biblioteczce znajdują się również książki lokalnych pisarzy: Tomasza Białkowskiego, Mariusza Sieniewicza, Włodzimierza Kowalewskiego, Pawła Jaszczuka. Staram się być na bieżąco, jeżeli chodzi o lokalną literaturę. Czy to lokalny patriotyzm? Raczej tak.
M.K.: Były zagadki kryminalne dla dzieci w Olsztynie, będą w Krakowie i Toruniu. A dlaczego nie w Barczewie, w którym mieszkasz? Czemu tam nie osadzić akcji i nie wplątać w nią choćby Feliksa Nowowiejskiego? Co Ty na to?

Beata Sarnowska: Będą i inne miasta. Barczewski Salon Feliksa Nowowiejskiego oraz postać słynnego barczewskiego kompozytora mam w planach wykorzystać w kolejnej fabule, jak najbardziej.
M.K.: Wiem, że masz pomocnika do pisania i nie jest to wena…
Beata Sarnowska: Wena w tym jednym, jedynym przypadku jest ważniejsza. Ale oprócz weny pojawia się mój syn, który pomaga mi bardzo chętnie. Kiedy piszę nowy tekst, dopomina się, abym mu go przeczytała. Czytam fragment tekstu, czekam na reakcję – komentarze, krytykę lub pochwałę. Podpowiada mi, w jaki sposób on by pokierował fabułą i jakby to napisał. Oczywiście, zawsze uważnie go słucham, a potem tłumaczę, dlaczego ten pomysł jest zły lub dlaczego mi się spodobał.
M.K.: Czego jeszcze potrzebujesz do pisania? Jak wygląda Twoje miejsce pracy?
Beata Sarnowska: Do pisania potrzebuję komputera i notatek. Dlatego też przeważnie pracuję w kuchni, bo jest tam duży stół, który mogę zająć. Inne moje miejsca pracy to: biurko syna, sypialnia, a nawet sala gimnastyczna, na której syn akurat miał zajęcia sportowe. Żadne miejsce do pracy nie jest dla mnie obce czy straszne.

M.K.: Gdy oddajesz się pasji pisania, to świat wokół Ciebie…?
Beata Sarnowska: Staram się funkcjonować normalnie: dom, praca, rodzina, hobby. Kolejność przypadkowa. Ale oczywiście zdarzają się takie sytuacje, kiedy muszę zacisnąć pasa i zwiększyć obroty. Wtedy sygnalizuję rodzinie, że muszę dokończyć powieść lub popracować nad redakcją i będę bardzo wdzięczna za kilka dni spokoju. Wówczas oddaję się tylko i wyłącznie pasji pisania.
M.K.: Kiedy piszesz? Kiedy czytasz?
Beata Sarnowska: Piszę najczęściej wieczorami oraz w weekendy, kiedy już cichnie codzienny, domowy gwar. Podobnie z czytaniem. Ale tak naprawdę to wszystko zależy od tego, co robię. Na pewno zawsze mam przy sobie książkę lub czytnik.
M.K.: Co czytasz dla przyjemności, a co „dla pisania”?
Beata Sarnowska: Aby stworzyć wiarygodną fabułę, zawsze przygotowuję się i czytam informacje o danym miejscu, związane z nim legendy, podania, mity itp., czyli wykonuję tak zwany research. Ale to także jest przyjemne.
A czytam właściwie wszystko: od książek dziecięcych (ostatnio Charlie i fabryka czekolady), po kryminały (Pragnienie), thillery (Chemik), political fiction (House of cards), czy literaturę piękną (Olga Tokarczuk Prowadź swój pług przez kości umarłych). Od lokalnych pisarzy po zagranicznych. Czytam chyba wszystkie możliwe gatunki, chociaż przyznam, że faktycznie powieść kryminalna jest mi najbliższa.

M.K.: W dzieciństwie byłam zafascynowana Dziką Mrówką i Panem Samochodzikiem. A jacy bohaterowie mieli wpływ na pisarkę powieści detektywistycznych dla dzieci?
Beata Sarnowska: Kultowy Pan Samochodzik, oczywiście! Moje pokolenie zaczytywało się w serii Zbigniewa Nienackiego, a ja nie różniłam się zbytnio od innych i prawdopodobnie ukształtowało to moje gusta literackie. Jeżeli chodzi o bohatera, to również swoje miejsce w moim sercu ma Izabela Łęcka z Lalki Bolesława Prusa – to dzięki niej czytam również książki z wątkiem historycznym, gdzie bohaterowie przechadzają się w pięknych sukniach, surdutach itp.
M.K.: Który pisarz jest dla Ciebie mistrzem, a którego współczesnego pisarza cenisz najbardziej?
Beata Sarnowska: Wychowałam się na Baśniach Andersena, stąd jest mi ten pisarz bardzo bliski. Do chwili obecnej mam egzemplarz Baśni, który przeszedł z biblioteczki moich rodziców, do mojej, a potem do księgozbioru mojego syna.
Stephena Kinga cenię za literaturę grozy, w której potrafi tak zbudować napięcie, że boję się go czytać nocami. Uwielbiam styl Joe Nesbo. Lekkość jego pióra, dynamikę fabuły i pomysłowość. A poza tym to Joe Nesbo napisał wspaniałą serię dla dzieci o Profesorze Proktorze, w której się zakochałam. To właśnie dzięki temu uplasował się on w czołówce moich ulubionych pisarzy. Z polskiego podwórka to chociażby Joanna Opiat-Bojarska – pisze tak jak lubię, szybko i realnie.

M.K.: Czego obawiasz się jako autorka i dlaczego?
Beata Sarnowska: Sama pisałam i czasami nadal jeszcze piszę recenzję, stąd wiem, że nie jest miło czytać tekst, który nie wciągnie recenzenta, nie przypadnie mu do gustu z różnych powodów. Im więcej czytam, tym mój czytelniczy gust jest bardziej wysublimowany. Dlatego właśnie najbardziej obawiam się recenzji blogerów. Oni czytają naprawdę ogromne ilości książek. I chwała im za to. Ale również z drżeniem serca wyczekuję każdej informacji zwrotnej od czytelników i nie ma znaczenia, czy to znajomi, czy nie, czy małoletni, czy pełnoletni.
M.K.: Na pewno masz już stałe grono wielbicieli, choćby mnie, zaś nowi czytelnicy przybywają. Gdzie Cię można znaleźć w sieci, jak się z Tobą skontaktować?
Beata Sarnowska: Na mojej stronie internetowej jest zakładka „kontakt”, a w niej podany adres mailowy do mnie. Można mnie znaleźć także na Facebooku. Zdarza się, że pisze do mnie ktoś, kogo zupełnie nie znam, a kto w jakiś sposób dowiedział się o mnie. Jest mi niezmiernie miło, gdy otrzymuję takie wiadomości. Odpowiadam na każdego e-maila, wcześniej czy później odpowiedź zawsze dotrze do nadawcy. Dlaczego? Bo nie wypada mu nie odpowiedzieć i zignorować go. Sama piszę do osób z różnymi prośbami i wiem, jak boli i oburza fakt braku odpowiedzi.
M.K.: A jakie marzenie związane z pisaniem ma Beata Sarnowska?
Beata Sarnowska: Niekończące się pomysły na kolejne fabuły. Tylko tyle i aż tyle!
M.K.: Oby było ich jak najwięcej! Dziękuję za rozmowę.
Wszystkie książki Beaty Sarnowskiej najtaniej kupicie TUTAJ
opracowała Marta Korycka
materiał chroniony prawami autorskimi
fotografie: prywatne archiwum Autorki
