Odsłony: 1433
Mój znajomy jest żonaty od dłuższego już czasu, ale dopiero niedawno zauważył, że jego żona chowa pod łóżkiem coś, co wprawiło go w osłupienie. Zaprosił mnie do siebie zaniepokojony prosząc o radę, kiedy żona wyszła na zakupy. Przerażony postawił na stole pudło a w nim… mnóstwo mniejszych i większych pudełeczek.
To były lekarstwa.
– Musimy się temu przyjrzeć! – rozkazałam i zasiadłszy za stołem z miną eksperta zaczęłam przeglądać specyfiki w pudle.
– Zbiera lekarstwa, bo chce mnie otruć! – zawyrokował kolega z miną znawcy. Co prawda swoją wiedzę czerpał z seriali kryminalnych i telenowel, ale w swoim mniemaniu wiedział, co mówi.
Popukałam się w czoło, trudno kogoś otruć ziołowym preparatem na wzmocnienie paznokci.
– To może jest na coś chora? – jęknął – I nie chce mi o tym powiedzieć?
– To romantyczne, ale nielogiczne.
Ten pomysł też musiał wziąć z jakiejś telenoweli.
Powoli wyjmowałam pudełka i przeglądałam ich zawartość, rzeczywiście były napoczęte.
– Tu jest coś na plamkę żółtą – powiedziałam przypominając sobie reklamę.
– Ona nie ma żółtych plamek, żadnych nie ma, no co ty!? Wcale.
– Luteina – to chyba na wzrok – stwierdziłam.
– Chce mnie oślepić?
– Nie, chce poprawić sobie wzrok! A tu jest coś na rzęsy. Żeby były grubsze. I na brwi. I na piersi.
– Na porost rzęs? I piersi?
Wyobraziłam sobie jego żonę porośniętą piersiami i był to widok, który mną wstrząsnął.
-Nie! Na ujędrnianie.
– Chce mieć jądra? O ja pimpolę! – jęknął przerażony – ona rzeczywiście jest chora!
– Nie wygłupiaj się. Chce mieć jędrne piersi, ładne rzęsy, gładką skórę, mocne włosy, gładkie stopy… To wszystko to tylko suplementy diety – dodałam, choć ilość tabletek sugerowała, że nie są żadnym suplementem, a raczej samą dietą, po prostu było ich tak dużo, że w jej diecie nie mogło być już miejsca na nic innego.
– A to? – kolega wyciągnął kolejną tabletkę. Była niebieska – z tym to już przesadza!
– Oszalałeś? To nie jest to, o czym pomyślałeś, to tylko na zdrowy sen. A to witamina C.
– A to wiem, pokręcona! Słyszałem, że istnieje taka pokręcona witamina C, i że to nowość w leczeniu. I lekarze jej nienawidzą!
– Co ty pleciesz? Nie pokręcona, a lewoskrętna… I żadna nowość, zwykła witamina C, ale mimo wszystko dużo tych specyfików!
Kolega policzył. Było sześćdziesiąt osiem pudełek i pudełeczek.
– Sześćdziesiąt osiem? I ona to tak codziennie? – zapytałam z niedowierzaniem.- Na pewno dwa razy dziennie – jęknął. – Ty popatrz na to z drugiej strony – wiesz ile to kosztuje?
No tak suplementy diety tanie nie są.
– I co ja mam robić? – jęknął kolega zupełnie zrozpaczony. – Ona nas zrujnuje, a potem wytruje…
Wyraźnie żadna z tych opcji mu się nie podobała.
– Masz dwa wyjścia, żadne nie będzie łatwe – zaproponowałam – albo wyłącz jej telewizor, żeby nie oglądała durnych reklam, albo kup jakąś specjalną tabletkę… na rozsądek! A swoją droga nigdy bym jej o coś takiego nie podejrzewała…
W tym momencie do domu weszła żona kolegi i od progu zaczęła wrzeszczeć.
– Zostawcie to natychmiast! Nie wolno tego brać! Przecież to jest przeterminowane! Zapomniałam zanieść do apteki.
Okazało się, że pozbierała wszystkie przeterminowane leki matki i teściowej, ale zamiast zanieść je do utylizacji zostawiła w pudle pod łóżkiem…
Mina kolegi – bezcenna – choć nie wydawał się specjalnie przekonany!
I komu teraz należy zalecić odstawienie telewizora i tabletki na rozsądek?

Iwona Banach
materiał chroniony prawem autorskim