
Odsłony: 1324
Czy Dama z kotem to powieść obyczajowa? Z pewnością trudno na to pytanie będzie mi odpowiedzieć, ale skoro już sama je sobie postawiłam, to spróbuję. Nie, to nie jest typowa powieść obyczajowa, brak jej tego łzawego patosu i zacięcia moralizatorskiego, które w większości takich książek wyrywa z piersi czytelniczki rozdzierające westchnienia i wymusza posiadanie chusteczek higienicznych w hurtowych ilościach. Ta książka to komedia. Leciutka, aluzyjna, zabawna komedia dla ludzi, którzy lubią poprzez słowa i znaczenia zauważyć przymrużenie oka i żart.
Kto nie kocha książek o Brombie Macieja Wojtyszki, niech natychmiast to zmieni, bo oto w prawdziwym życiu nadchodzą: koń Fikander, świnka Malwinka, Baśka suka jedna, która poza tym, że jest suką, jest też kozą, Przytumucel, Gluś i wielu innych. Wszystko tu jest zabawną aluzją do świata bajek i nie tylko.
Dochodzi do tego Mikołaj Kopernik, który zajmuje się zwierzętami. I nie, to naprawdę nie jest przesada: rodzice potrafią zrobić dzieciom krzywdę nadając im dziwne imiona. Osobiście spotkałam kiedyś Henryka Sienkiewicza energoterapeutę, a z Adamem Mickiewiczem chodziłam do tej samej podstawówki, choć nie ukończyłam jeszcze nawet stu lat.
Do tego dodajmy młodą mamę Zuzannę z dwójką dzieci. Chłopiec to lękliwy, wrażliwy pięciolatek, dziewczynka to odważna i mocno niezależna trzylatka, która nieco nawet swoimi poczynaniami matkę przeraża.
Mimo tego, że Zuzanna posiada dzieci, to jednak macierzyństwo jeszcze nie zmieniło jej w jednoosobowy automat do prania, zmywania i gotowania, toteż w tej powieści nie znajdziecie żadnych (nawet zdrowych) przepisów na dania dla maluchów, autorka bowiem, moim zdaniem, wyszła z założenia, że nie każda książka musi być kucharska. Zuzanna nie umie gotować, karmi swoją rodzinę, oczywiście nikt nie umiera z głodu, ale to co jedzą to z pewnością nie jest „haute cuisine”. Dodatkowo jest tu mnóstwo przykładów na to, jak można zrobić sobie krzywdę zupełnie niewinnymi przedmiotami.
Kiedy rodzina przeprowadza się na wieś, gdzie mąż Zuzanny dostaje pracę w przychodni lekarskiej, Zuzanna usiłuje trochę się zadomowić w pensjonacie, w którym chwilowo muszą zamieszkać. I jest z tym problem: Zuzanna jak połowa panienek z miasta boi się zwierzaków. Nawet kot ją przeraża (choć mąż do Zuzanny mówi przepięknie „Kocie Zuzocie”). Wynika z tego mnóstwo zabawnych perypetii i zabawy słownej.
Na dodatek miasteczko jest „opanowane” przez dziwną „fundację, o której wszyscy wiedzą, ale jakoś nie bardzo mówią, a w dzień po przyjeździe rodziny do pensjonatu znika zarządzająca nim kobieta.
Słowem Dama z kotem to bardzo lekka, bezpretensjonalna książka, którą czyta się bardzo miło i bardzo szybko. Ma trochę odniesień do poprzednich powieści autorki, ale są ładnie wyjaśnione.
Iwona Czarkowska świetnie pisze, toteż nic dziwnego, że potrafi prowadzić genialne dialogi, w niczym nie wymuszone, zabawne, językowo prawdziwe.
Jedynym zgrzytem w książce było nieco zbyt pospieszne zakończenie. Moim zdaniem można było je nieco rozwinąć i w ten sposób trochę uprawdopodobnić.
Inna sprawa, że tego typu książki mają być zabawne, a nie skrajnie prawdopodobne, bo cóż jest zabawnego w tym, co oczywiste?
Bardzo szczerze tę powieść polecam.
Iwona Banach
materiał chroniony prawem autorskim
Autor: Iwona Czarkowska
Tytuł: Dama z kotem
Wydawnictwo Replika
Data wydania: 2017
Wymiary: 130×200 mm
Liczba stron: 320
Oprawa: miękka + skrzydełka
ISBN 978-83-7674-567-1