
Odsłony: 1428
Każdy ma takie filmy, do których lubi wracać, chociaż zna je już niemal na pamięć. Do gromadki moich ulubionych należą komedie z Renee Zelweger w tytułowej roli Bridget Jones. Niedawno przypomniałam sobie jedną z nich, a teraz czytam o jej kolejnych perypetiach w nowej książce Helen Fielding. Czas “odśnieżyć” naszą kanapę, zapraszam.
Nie odmawiając talentu Renee Zelweger, ani nie umniejszając jej aktorskich dokonań, to właśnie Bridget Jones jest jej rolą życia. Niezapomniane perypetie niedoskonałej blondynki wiecznie popełniającej gafy, usiłującej zgubić nadwyżkowe kilogramy i znaleźć wspaniałego faceta – na zawsze wpisały się w literacki i filmowy obraz ostatnich dekad. Tej postaci chyba już nikt nie przebije.
Książki Helen Fielding (Dziennik Bridget Jones oraz W pogoni za rozumem) były swego czasu bestsellerami, doczekały się licznych nawiązań, organizowano konkursy np. na “polską wersję dziennika Bridget Jones” (tu pozwolę sobie przypomnieć o powieści Teren prywatny Barbary Kosmowskiej, polecam). Filmowe adaptacje odniosły sukces, stając się odrębnymi bytami, wcale nie gorszymi od literackich pierwowzorów.
Osobiście lubię do nich wracać co jakiś czas, jak do starych dobrych znajomych. Każdy seans – zarówno pierwsza jak i druga część przygód Bridget – choć przecież fabułę już znam, dostarcza mi przyjemnej rozrywki, pozwala na pełny relaks. Po prostu, wiem, czego mam się spodziewać i akceptuję z całym dobrodziejstwem inwentarza.
W Brigdet Jones. W pogoni za rozumem nasza bohaterka prawie jest szczęśliwa. Prawie, jak wiadomo, robi dużą różnicę. Bridget pracuje jako dziennikarka, jej szalone relacje zyskują popularność, ma nawet szanse na własny program w telewizji. Jest w związku z panem Darcy’m ( w tej roli oczywiście uroczy “sztywniak” Colin Firth). Pech jednak depcze jej po piętach.
Panna Jones ośmiesza się na balu prawników, robi dobrą minę do złej gry, a raczej jazdy podczas wypadu na narty, a w czasie pobytu w Tajlandii trafia do więzienia…
Znów pojawia się na horyzoncie lowelas Daniel (Hugh Grant). Bridget dokonuje rozliczeń i podejmuje decyzje, często zbyt pochopne. Z kim stanie na ślubnym kobiercu? Wiemy, ale obejrzyjmy to jeszcze raz….
Ten film to lekka, zabawna komedia okraszona dobrą muzyką. Niektórzy twierdzą, że druga część jest słabsza od pierwszej, wtórna, ale moim zdaniem, obie są równie fajne. Helen Fielding, autorka książek o Bridget, była też współscenarzystką filmu, ale ci, którzy chcieliby, aby adaptacja była 1:1, rozczarują się. Tu są rozbieżności, ale całość wypada tak, że pozwólmy powieściom i ekranizacjom żyć własnym życiem. Jedne i drugie doskonale poprawiają humor.
Przede mną trzecia część przygód Bridget, poznaję ją najpierw w wersji książkowej, tym razem pojawia się… dziecko! Co z tego wyniknie? Opowiem innym razem.

tekst: Agnieszka Grabowska
materiał chroniony prawem autorskim