DLACZEGO WARTO SIĘ PRZEDSTAWIAĆ, czyli domowe sposoby na zatkane zatoki

Odsłony: 2262

 

Zatkane zatoki to przykry dodatek do wiosennych i jesiennych dni, kiedy w powietrzu unosi się sto kilo wilgoci, a chłód dodaje szczyptę dyskomfortu. Jednak jest kilka domowych sposobów, które pomogą nam, przynajmniej w pierwszym stadium tej choroby, odzyskać formę. Oto jeden z nich. 

Dzisiaj wpadłam zziajana do autobusu, który o mało mi nie uciekł sprzed nosa. Na szczęście nie było dużo ludzi, więc mogłam usiąść i odetchnąć. Za oknem szarzało i mżyło. Nikt z nikim nie rozmawiał.
Senną ciszę przerwał dzwonek komórki. Młoda kobieta siedząca w tyle autobusu, oderwała wzrok od okna i anemicznie sięgnęła do torebki po telefon.

– Cześć – przywitała kogoś.

Jakieś trzydzieści par uszu w autobusie skierowało się w kierunku kobiety, w zupełnie  przeciwnym, niż wbili oczy. Tak dla zachowania pozorów…wyglądało to nieco dziwacznie, ale przynajmniej nikt się na nią nie gapił. A uszy wszystkie wydłużały się w kierunku tylnym i za chwilkę zrobiłyby się podobne do króliczych.

– Nie…. Jakoś leci. A u ciebie?

(Tu nastąpiła kilkuminutowa wymiana zdań na tematy: dzieci, mężowie, życie pod górkę, złośliwe teściowe, co na niedzielny obiad, jakie ciasto, plany na najbliższe dni). Uszy powoli zaczynały się skracać, gdy znowu:

– A zresztą pogadamy o tym w piątek. Będziemy u was gdzieś koło południa.
– …….
– No jak to kto? Ja i Marcin.
– ……
– Masz zjazd w ten week-end? Mówiłaś, że nie.
– …..
– Na jaki zjazd?
– …….
– Przepraszam, a z kim ja rozmawiam?
– ……
– No ja jestem Baśka, ale nie Kowalska.
– ……
– Nie ma za co. Do widzenia.

Kobieta wyłączyła telefon i podniosła głowę. Wszystkie uszy znajdowały się na miejscu, za to jakieś trzydzieści par oczu nagle skierowało się ku oknom autobusu. Tak dla zachowania pozorów….

– Dlatego warto się przedstawiać. Jak mówię to synowi – mówi, że się czepiam szczegółów – powiedział wesoło mężczyzna siedzący naprzeciwko mnie i wyjął z teczki “Politykę”.

Prawie wszyscy się uśmiechnęliśmy. Znowu nastała cisza. I znowu komórka. Tym razem “mój” Chopin grał gdzieś na dnie mojej przepastnej torby.

– Cześć. Spałaś? Długo nie odbierałaś…
– Cześć, nie mogłam znaleźć komórki w torebce.
– Słuchaj, kochana. Wzięliśmy sobie urlop do końca tygodnia. Jutro jedziemy do kuzynów , to po drodze do Was. Wpadlibyśmy was odwiedzić.
– Super. Zapraszam serdecznie – zakończyłam rozmowę prawie miaucząc… rytmem zatokowym…

Zatoki od kilku dni znowu dawały mi się we znaki. Otworzyłam portfel i ze złością zorientowałam się, że zapomniałam zabrać moją receptę z lodówki (nie ze środka, spod magnesu na ścianie lodówkowej ;).  Wyjęłam komórkę i wystukałam numer.

– Cześć Junior. Zrób chłopaku dobry uczynek, idź do apteki i wykup mi lekarstwa na zatoki. Recepta leży… O, dzięki, a jakim cudem się domyśliłeś? ….. A, zrobiłeś dobry uczynek dla siebie, bo nie dawałam ci spać w nocy tłukąc się w kuchni…… No dobra…… To na razie, przyjadę niedługo, pa.

Ledwo schowałam telefon, Chopin znowu rozległ się z torebki.
– Słucham.
– To jeszcze ja. Słuchaj, a jak przenocujemy, nie sprawimy wam kłopotu?
– Nie, no skąd…..

W głowie przewinęła mi się radosna wizja ekspresowych porządków, z korkiem w nosie.
– To do zobaczenia.
– Pa.
Oczyma wyobraźni zrobiłam wgląd w lodówkę. Tym razem do środka. No tak….Muszę wysiąść koło supermarketu i uzupełnić spożywcze zapasy… Westchnęłam i zaczęłam się zbierać do wyjścia.

Telefon…

– Cześć. To znowu ja. Kochana, nie obraź się, ale czy mogłabyś coś zrobić z waszym królikiem, syn jest uczulony na sierść?
– Dobrze, wyniosę królika. Nie ma sprawy. Pa.
– A ma pani królika? – rzucił radosnym zdaniem pan znad “Polityki”.
– Nie, nie mam – uśmiechnęłam się.
Oddzwoniłam:
– Cholera, nie mam królika! – wrzasnęłam, a jakieś trzydzieści głów skierowało się w moim kierunku. I oczu, i uszu, już bez stwarzania pozorów.

Nastała cisza.

 Powiedziałam do telefonu:

– Przepraszam.
– Za co,  Aniu?
– Bo właśnie….. Ja nie mam królika. I mam na imię Klaudia.
– To nie rozmawiałam z Anką Nowak?
– Nie.
– O rany… Przepraszam….
– Nie szkodzi…. Dobrze, że się zorientowałam. Do widzenia.
– Co ja to miałem powiedzieć…… ? – rzekł pan-od-“Polityki” a publiczność się roześmiała.

Nastała cisza.
Telefon. Wszyscy już śmiało skierowali wzrok, słuch i głowy w stronę nastolatki. Bez stwarzania pozorów…
Ta wyciągnęła komórkę pod obstrzałem trzydziestu par oczu.
– Aaaa, cześć Kacper – dziewczyna przywitała marudnie dzwoniącego.
– ….
– Tak. Jestem teraz w domu. Możesz przyjść. To nara.

Towarzystwo głośno się roześmiało i zamilkło z powrotem. Pan Polityka uniósł głowę.
Smarknęłam.

– Na zatoki, to najlepsza jest cebula.
– Chyba na przeziębienie …. Wtrąciła się sąsiadka siedząca obok
– Na przeziębienie trzeba cebulę zjeść albo pić sok, a na zatoki ją się wącha.

Trzydzieści par oczu strzeliło do nas zdziwionym – seryjnym – spojrzeniem. Pan Polityka poprawił kołnierzyk płaszcza i wymodulowanym głosem radiowca rzekł był

– Należy pokroić cebulę w drobną kostkę, ugnieść, wsypać do kieliszka, najpierw zamknąć oczy i prawą dziurkę i wciągać nosem tę szczypiącą woń, aż zakręci szczypiąco z tyłu głowy tak z dziesięć razy, potem zmiana. Powinno się czynić tak na zmianę po parę razy, co półtorej, dwie godziny. Nie ma takiej opcji, żeby zatoki nie zeszły.

– Eeeee tam….
– Nie „e tam” tylko jestem tego namacalnym przykładem. …. .A teraz będę wysiadał.

Pan Polityka założył kapelusz, zapiął płaszcz, ukłonił się i wyszedł.

Kurtyna.

materiał chroniony prawem autorskim
korzystaj z porady, nie kopiuj tekstu

Uroda - sprawdź na Ceneo

źródło: foter.com/ foto: little teaspoon /
źródło: foter.com/ foto: little teaspoon /

Author: Klaudia Maksa

Blabla bla

1 thought on “DLACZEGO WARTO SIĘ PRZEDSTAWIAĆ, czyli domowe sposoby na zatkane zatoki

  1. Dobre 🙂 Uśmiałam się. A sposób na zatoki już podrzuciłam “zatokowcowi”. Dziękuję Panu Polityka!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *