
“MASKI ZŁA” Iwona Banach – recenzja patronacka
Odsłony: 2156
Rzadko sięgam po thrillery, ale ten przeczytałam niemal jednym tchem. Trzymający w napięciu, nieprzewidywalny, zaskakujący, mroczny i mocny – po prostu wzorcowy. Jeśli chcecie dowiedzieć się, co wydarzyło się w spokojnym poniekąd Zawiszynie i co się działo przed laty w mieszczącym się tam instytucie opieki nad upośledzonymi dziećmi, jeśli macie ochotę zarwać noc na pasjonującą lekturę – polecam Maski zła. Powieść ukazała się nakładem wydawnictwa Szara Godzina.
Do tej pory znałam twórczość Iwony Banach tylko w odsłonie rozrywkowej. Jej komediowe powieści Szczęśliwy pech, Lokator do wynajęcia i Klątwa utopców bawiły mnie do łez. Znakomitej rozrywki dostarczył też Czarci krąg – wybuchowa mieszanka gatunkowa z wampirami, szybką akcją i czarnym humorem. Z ciekawością, ale i lekką obawą przyjęłam wiadomość, że kolejna książka tej pisarki to będzie thriller, taki już zupełnie serio. Nie bałam się, że Iwona Banach nie udźwignie tematu, raczej obawiałam się, jakie będą moje odczucia i reakcje. Podjęłam czytelnicze wyzwanie.
Nie jest to gatunek, po który często sięgam. Ba, nawet można powiedzieć, że bardzo rzadko, wręcz unikam. Zatem nie mam szerokiego rozeznania w literaturze tego typu, ale jednocześnie mam coś innego: świeże spojrzenie, które pozwala uniknąć porównywania i szufladkowania. Spojrzenie czytelnika, który albo się zachwyci, albo pozostanie obojętny. Jak było tym razem?
Maski zła przeczytałam całe tego samego dnia, gdy wyjęłam je z pocztowej skrzynki. Nie mogłam się oderwać (odrywałam się w sytuacjach koniecznych, związanych z domem i dzieckiem). Po skończeniu musiałam ochłonąć, napić się melisy. Szczerze przyznaję, że ta powieść mnie oszołomiła.
Według Alfreda Hitchcocka, film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie ma nieprzerwanie rosnąć. Tę zasadę można odnieść także do “powieści z dreszczykiem”. Iwona Banach postąpiła zgodnie ze słynnym zaleceniem reżysera Ptaków. Już od pierwszego zdania (“W jakiś czas potem znaleziono trzecie zwłoki”) czytelnik zostaje postawiony na baczność, a im dalej w las, tym większe emocje, które nie opadają wraz z odwróceniem ostatniej kartki.
Oto miały miejsce aż trzy zgony starszych kobiet w tajemniczych okolicznościach, w małym, spokojnym miasteczku, gdzie prawie wszyscy się znają, a lokalna prasa węszy za tanią sensacją i wymyśla makabryczne opowieści. Sprawa jest poważna, miejscową policję wspiera więc aspirant z Wrocławia – młody, niezależny, dociekliwy, potrafiący dobrze wykorzystać strzępki informacji, plotki i wyciągnąć odpowiednie wnioski. To właśnie on próbuje powiązać bieżące śledztwo z tajemniczą sprawą lokalnego instytutu – ośrodka dla dzieci chorych, upośledzonych, niepełnosprawnych. Ta instytucja już od wielu lat nie istnieje, a jej archiwa spaliły się w pożarze. Tak się składa, że ofiary pracowały w tej placówce w charakterze pielęgniarki, czy woźnej. Ale jakie to może mieć znaczenie! Nic nie układa się w zgrabną całość. Droga do prawdy okazuje się żmudna, daleka, pełna zakrętów, pytań, podejrzeń, wątpliwości.
Oprócz toku fabularnego obejmującego policyjne śledztwo i dziennikarskie “podchody”, mamy też drugi tok – w tekście odznaczający się kursywą, który najkrócej można określić jako “głosy w głowie Katarzyny”, najwyraźniej chorej psychicznie. Te wielogłosowe fragmenty czyta się trochę jak baśń, jak zaczarowaną opowieść o Annie, Gienie, czarownicy, chłopcu o czterech twarzach i diable. Ale to, co krok po kroku, kawałek po kawałku się z niej wyłania, to nie bajka – to przejmująco smutna, tragiczna historia o czarnych kartach ludzkiej egzystencji, o patologii, o złu skrytym pod maskami zwykłych ludzi, o demonach przeszłości, urojeniach, toksycznych obsesjach, szaleństwie, o chorobie, która zmienia życie w horror.
Ten drugi tok przykuwa czytelnika niczym magnes, przytłacza i osacza. W pewnym momencie nawet kwestia mordercy schodzi na dalszy plan, tak bardzo chcemy się dowiedzieć, kim są te postacie wytworzone przez chorą psychikę bohaterki, co się naprawdę działo w jej życiu.
Rozwiązanie tajemniczej łamigłówki przeraża niemal do szpiku kości. Zakończenie – zaskakuje. Całość – nie pozwala łatwo się otrząsnąć, daje do myślenia. Po lekturze zostaje poczucie, że choć to fikcja, to jednak mocno osadzona w rzeczywistości, a historie w nią wplecione.. choć niedosłownie odwzorowane, to niestety, z życia wzięte. Mam tu na myśli na przykład relacje babki i wnuczki. Ta prawda boli i przeraża jednocześnie. Znów przychodzi na myśl zdanie “ludzie ludziom zgotowali ten los”.
Iwona Banach znakomicie operuje słowem. W swojej twórczości udowodniła, że potrafi zarówno bawić do łez, jak też budzić grozę, budować napięcie, pasjonująco opowiadać. W Maskach zła udała jej się jeszcze jedna sztuka. Otóż wykreowała różnorodnych, prawdziwych, przekonujących bohaterów. Podczas lektury kilkakrotnie zdarzyło mi się już “wieszać psy” na niektórych z nich, ale okazywało się, że zbyt pochopnie ich osądziłam, bo prawda była inna. Nie należy oceniać po pozorach. Każdy bowiem może być inny niż nam się wydaje, nosi maskę. A każda plotka, zawiera w sobie ziarenko prawdy.
Nie udało mi się trafnie “obstawić” zabójcy (a zdarzało mi się to przy lekturze kryminałów). Finał to pełne zaskoczenie, wręcz szok.Towarzyszyło mi przy tym takie pozytywne zdziwienie, że tak zagmatwana historia została logicznie wyjaśniona, bez zabiegów typu “deus ex machina”, bez wyciągania królika z kapelusza i szycia grubą nicią. Brawo!
Dodam jeszcze, że autorka nie epatuje krwawymi opisami i brutalnymi scenami, choć fabuła zawiera “mocne” wydarzenia, trudne do przyjęcia dla wrażliwych odbiorców. Bardziej przeraża to, co jest niedopowiedziane, zasugerowane, odpowiednio podane. Czytelnik przecież doda dwa do dwóch, zrozumie. Choć wolałby nie wiedzieć… ale to thriller i nie ma się co oszukiwać, musi być mocny i mroczny. I Maski zła takie właśnie są.
Tej książki się nie da się czytać na raty. Napięcie stale rośnie, wszystko się gmatwa, pojawiają się pytania, wątpliwości. Nic nie jest oczywiste. Gorączkowo przewraca się kolejne strony, by dowiedzieć się co dalej, o co chodzi, jak to się wyjaśni… Emocje- bezcenne. Takich thrillerów jak Maski zła ze świecą szukać!
Bolesławiec może być dumny nie tylko z pięknej ceramiki, ale z faktu, że ma wśród mieszkańców zdolną pisarkę i tłumaczkę, mistrzynię zarówno powieściowych komedii, jak i literatury z dreszczykiem. Iwona Banach znakomicie włada piórem, nie boi się próbować sił w różnych gatunkach. Ciągle szuka nowych wyzwań – thriller wyszedł jej mistrzowski! Apetyt rośnie w miarę czytania, zatem nie pozostaje nic, tylko zapytać, kiedy i jaka będzie następna powieść?
materiał chroniony prawem autorskim
Tytuł: Maski zła
Autor: Iwona Banach
ISBN: 978-83-64312-86-1
Format: 135×210, oprawa miękka, 304 strony
Premiera: 13 września 2016 roku
Agnieszka Grabowska – absolwentka filologii polskiej UJ, nałogowa czytelniczka, blogerka w kratkę. Ambiwertyczka spod znaku Ryb. Po ośmiu godzinach spędzonych zawodowo w zupełnie innej dziedzinie – zabiera się za literki. Ma szczęście w konkursach. Nie wyobraża sobie życia bez książek, kawy, kotów i muzyki. Prywatnie – mama i żona. Nie unika kuchni, choć przydałaby się jej patelnia automatycznie odcinająca Internet w kulminacyjnych momentach pichcenia.