
Odsłony: 4263
Mają ogromną wyobraźnię i wiele pasji, ale dziś podzielą się z nami tą “drewnianą”. Są młodzi, pomysłowi, utalentowani. Wspólnie wykonują niepowtarzalne, ekologiczne zabawki, domki dla lalek, ozdoby do dziecięcego pokoju. O tym, co ich łączy, o radości tworzenia, o modelu fiata 126p i o tym, jak powstała “Maszyna Milolka” opowiedzieli naszej redaktorce Anna i Łukasz Pawelec ze Stalowej Woli.
Marta Korycka: Witajcie Aniu i Łukaszu! Przedstawcie się, proszę.
Ania Pawelec: Ania,30 lat. Pedagog z wykształcenia. Wychowawca w świetlicy socjoterapeutycznej. Żona, mama Karolka i Michalinki.
Łukasz Pawelec: Łukasz, 33 lata. Elektryk wysokich napięć. Mąż, tata Karolka i Michalinki.

MK: Co było pierwsze, co Was połączyło – miłość czy wspólne pasje?
Ania: Pierwsza była Miłość… zwyczajna – bez love story. Praca, ślub, dzieci… Generalnie rutyna. Jeżeli chodzi o pasje, to ja jestem bardziej artystyczną duszą, Łukasz z kolei realizował się w sporcie, tańczył break dance. Co sprawiło, że nasze serca zaczęły bić w jednym rytmie? Przeznaczenie i pewnie to, że oboje mieliśmy podobne dzieciństwo i łatwo nam było ustalić wspólny cel, jakim przede wszystkim jest rodzina.
MK: Pasji macie kilka, o czym wiem, ale dziś skupimy się na jednej z nich. Przyszła ona z czasem, zupełnie nieoczekiwanie. Tym bardziej jest ona zaskakująca, że żadne z Was wcześniej nie pracowało z drewnem…
Ania: To prawda… jesteśmy zwolennikami „eko zabawek”. W mojej głowie zawsze, gdzieś tam siedziało, że będę tworzyć dla swoich dzieci, pokazywać im nietuzinkowe rozwiązania, rozbudzać ich wyobraźnię i zatrzymywać pędzący czas poprzez stare, sprawdzone zabawy podwórkowe. Dużo o tym rozmawiałam z mężem, przyglądając się współczesnemu konsumpcjonizmowi. Zaryzykowaliśmy. Teraz wiemy, że się da i że to się opłaca. Jednak do tworzenia zabawek z drewna było mi daleko, dopóki Łukasz nie złapał bakcyla. To on jest szefem od drewna.Wśród znajomych dorobił się już nawet ksywy „Gepetto”.
Łukasz: Jedyny kontakt z drewnem pamiętam z czasów szkolnych, kiedy to nasz nauczyciel techniki z podstawówki pokazywał nam różne dziedziny majsterkowania. Bardzo mi się to podobało i lubiłem być w tym dobry. Przypomniało mi się to, kiedy pierwszy raz z synem sięgnąłem po młotek…
MK: Od czego się zaczęła pasja i miłość do drewna?
Ania: Kiedyś usłyszałam takie zdanie: „Aby wychować fajnego faceta, trzeba mu jak najwięcej zapewnić czasu z ojcem”. Podstępem namówiłam Łukasza do zrobienia z Karolkiem karmnika dla ptaków. I tak to się zaczęło. Wystarczyło, że Karolek osiągnął wiek, w którym może trzymać młotek…
Tak dla ciekawostki dodam, że pewnie Cię zaskoczy fakt, że pierwszą rzeczą, jaką zrobiliśmy po karmiku, jest nasz ogromny domek dla lalek! Patrząc na zapał, z jakim Łukasz wracał z piwnicy, i przyglądając się efektom jego pracy, czułam, że coś z tego będzie! Aż ciężko było uwierzyć, że „się na tym nie zna”!
Łukasz: Wtedy pomyślałem sobie, że skoro praktycznie bez narzędzi (jedynie młotek i brzeszczot) udało nam się zrobić taki fajny domek, to co by było, gdybym miał lepszy sprzęt. Poczytałem, kupiłem maszynę i zacząłem działać.
MK: Hm… karmnik to, że tak się wyrażę, tradycyjny przedmiot do wykonania przez ojca z dzieckiem jako zadanie domowe z przedszkola, szkoły. A co było punktem zwrotnym w Waszej pasji?
Ania: Gdyby się głębiej zastanowić, takim punktem zwrotnym były narodziny Michalinki, naszej córeczki (Michalina 2, Karol 5 lat). Była to dla nas „próba ogniowa”: zagrożona ciąża, wymarzona córeczka, długie miesiące w szpitalu, rozdarte serce z tęsknoty za synem. Czas się wtedy zatrzymał…
MK: I wtedy zrozumieliście oboje, co jest dla Was najważniejsze, jak łatwo to stracić…?
Ania: Wiele spraw się wtedy przewartościowało. Dotarło do mnie, że życie jest zbyt kruche, żeby dać się ponieść rutynie, pozwalać, żeby czas przeciekał między palcami…
Łukasz: Carpe diem! Łatwo było się rozwinąć przy córeczce. Pierwsze rzeczy były typowo dziewczęce – domek, wózek, kołyska. To był moment, kiedy poczułem, że i mi się to podoba.
MK: To które z Was za co odpowiada? Kto ma wenę? Kto ma fanaberie? Kto brudzi rączki?
Łukasz: Zanim coś powstanie, najpierw o tym rozmawiamy, zastanawiamy się, czy to będzie fajne i czy będzie nam się podobało. Każdy projekt rodzi się w głowie, potem odrobina bazgrolenia (nie przypomina to rysunku technicznego), potem obróbka drewna. Ja wycinam i tworzę, zaś żonka wspiera mnie przy wykończeniach oraz odpowiada za kolory i ozdabianie.
Ania: Uwielbiam, kiedy luźno rzucone słowa odbijają się echem w głowie mojego męża! Nagle przestają być dziwne, śmieszne, niewiarygodne i niewykonalne!
Jest taki moment, kiedy ja sobie coś wymyślę, a Łukasz schodzi do piwnicy i mówi: „Da się to zrobić!”. I tak powstał teatrzyk, wózek dla lalek czy drewniany konik. Jednak bywa też tak, że Łukasz znika na długie godziny, a kiedy wraca to mi „kopara opada” – tak było na przykład z modelem Fiata 126p. Idealny! Dopieszczony w każdym detalu! Bicykl czy zjeżdżalnia w pokoju naszego syna… Łukasz jest zdecydowanie szefem od drewna!
MK: Jak wyglądają Wasze „twórcze randki”?
Łukasz: Raczej niewiele mają wspólnego z tymi typowymi. Po długim dniu pracy, kiedy już uśpimy dzieciaki, wspólnie spotykamy się przy kuchennym stole. Szlifujemy, malujemy, projektujemy… A kiedy już skończymy, padamy jak kawki.
Ania: TO jest dobry czas. Żadne z nas nie jest zazdrosne o siebie. Rozmawiamy nie tylko o drewnie. Nie zagłusza nas telewizor. Robimy coś, co sprawia, że „patrzymy w tę samą stronę”.
MK: Co jest ich efektem? Jakie drewniane projekty zostały przez Was już zrealizowane?
Ania: Naszym cacuszkiem jest domek dla lalek, do którego wciąż dorabiamy mebelki. Zaprojektowaliśmy Stolikowy teatrzyk kukiełkowy. Tworzymy też ozdoby i dekoracje z drewna: figurki, napisy, litery, półki na książeczki. Stworzyliśmy przepiękną drewnianą mapę ścienną świata i mapę Polski.
Łukasz: Moim ulubionym projektem jest model Fiata 126p. Już w zamyśle mam kolejne auto – tym razem będzie sterowane.
MK: Łukasz, Twoim królestwem jest domowa stolarnia. Tam rządzisz niepodzielnie. Nie jesteś stolarzem z zawodu, ale stałeś się nim z potrzeby. Zdradź nam, proszę, jak to się stało.
Łukasz: Pasja do drewnianego rękodzieła przyszła nieoczekiwanie. Chciałem rozbudzić ciekawość poznawczą u syna, a znalazłem pasję dla siebie. Lubię drewno i lubię majsterkować, tworzyć rzeczy niepowtarzalne. Podoba mi się w drewnie to, że praktycznie można z niego zrobić wszystko! Nie ma rzeczy niemożliwych. Lubię nowe wyzwania… i lubię być dobry w tym, co robię!
MK: Drewno to dla Ciebie podstawowy budulec, lecz nie każde drewno nadaje się do obróbki, do produkcji zabawek. Które jest najlepsze i dlaczego?
Łukasz: Najchętniej wybieram drewno bukowe. W większości sięgam po drewno sosnowe i świerkowe ze względu na jego łatwo dostępność. Jednak najwięcej przedmiotów powstaje ze sklejki brzozowej. To z niej wycinam mebelki, mapy, półki…
MK: Aniu, Ty z kolei stawiasz kropkę nad „i”…
Ania: To do mnie należy dobór farb i kolorów. Wszystko maluję ręcznie, bez wzorników, co dodaje wyjątkowości naszym dziełom. Używamy farb ekologicznych, bezpiecznych dla dzieci.
MK: Małe dzieci, praca zawodowa, kilka pasji, a doba ma tylko 24 godziny… Nie za mało?
Ania: Oj, za mało…, ale jest dobrze.
Łukasz: Jak widać, się da!
MK: Waszym zdaniem, na czym polega wyjątkowość Waszych drewnianych wyrobów?
Ania: W każdą rzecz wkładamy ogrom serca, kawałek siebie, który przekazujemy dalej dla potomności! Cieszy nas to, że zabawki się sprawdzają, że nie tylko my się nim świetnie bawimy. Od czasu do czasu dostajemy list, filmik, czy zdjęcie od dzieciaków, które mają do czynienia z milolkowymi gadżetami, i to dodaje nam skrzydeł. 🙂
Łukasz: Myślę, że ważny jest też fakt, że nie używamy półproduktów. Wszystko wykonujemy od zera. Każda rzecz jest naszym projektem i powstaje w naszych rękach.
MK: Odniosłam wrażenie, że sami w trakcie tworzenia drewnianych zabawek stajecie się dziećmi i świetnie się przy tym bawicie. Co jest Waszym celem?
Ania: Mamy wspólny cel, który przyświeca naszym działaniom, jakim jest sprawianie RADOŚCI! Na początku wydawało się nam, że sprawiamy ją naszym dzieciom, ale szybko przekonaliśmy się, że i nam! Wszystko tworzymy z myślą o dzieciach, a dzieciaki to uwielbiają. Tworzenie zabawek daje nam coś więcej: wspólna pasja, wspólne działanie, a z tym idzie radość, świeżość, moc – oboje z tego czerpiemy wiele dobrego jako ludzie i jako małżeństwo. To Nasz świat nieograniczony ramami, konwenansami, zasadami… Świat, w którym rządzi dziecięca wyobraźnia. Ta, która w nas drzemie, przykryta gdzieś ciężarem dorosłości. I ta, którą odkrywamy na nowo, patrząc na nasze dzieci i czerpiąc od nich inspiracje!
Łukasz: Najfajniejszy jest moment, kiedy zrobimy coś nowego. Często efekt końcowy nas samych zaskakuje! To super uczucie i naprawdę cieszy.
MK: No tak, to Wy macie większą frajdę niż dzieci. Czy ktoś tu… zwariował?
Ania: Mówią, że na starość ludzie wariują. My daliśmy się zwariować już dziś, żeby nie dać zaskoczyć się starości! Robimy to, co kochamy, i kochamy to, co robimy, dlatego dzielimy się naszą miłością – pasją.
MK: Tworzycie swoim i cudzym dzieciom nową rzeczywistość, wspomagacie ich kreatywność w zabawie. Wasze drewniane zabawki są niespotykane, wyjątkowe i mają duszę. Zabawki wykonane przez rodziców czy bliskich są dla dzieci szczególne, ponieważ…?
Ania: Wierzymy w to, że takie rzeczy mają niezwykłą moc! I dzieci to wiedzą! Dzieci są mądre! Nieważne, czy jest to listek na końcu kijka, czy wypasiony, karykaturalny piesek uszyty ze starego żakietu! Ta niezwykła moc jest! Powstaje nierozerwalna więź, nieprzerywalna nić, wspaniała historia, wspomnienie, które zostanie w sercu na zawsze. Miłości nie można kupić…
MK: Macie dwójkę małych dzieci. Często bywa, że dorośli zatracają się dla dzieci i zapominają o sobie, gubią się i oddalają od siebie. Was też to dotknęło. Ale…! Pojawił się błysk w oku i wspólna pasja. Co ona Wam daje? Co daje każdemu z osobna?
Ania: Miłe jest to, kiedy druga połowa wspiera Cię w Twojej pasji, że Ci kibicuje. To daje grunt do tego, żeby się rozwijać. Kiedy mamy tę samą pasję, zazębiamy się jak tryby – we wszystkim co robimy, bez walki o przestrzeń dla siebie nawzajem.
MK: Stworzyliście własną stronę na Facebooku Maszyna Milolka. Co Was do tego skłoniło? Co na niej znajdzie użytkownik portalu społecznościowego?
Ania: Założyliśmy stronę po to, aby inspirować i dzielić się tym, co dobre. Chcemy zachęcać ludzi do korzystania z własnego potencjału, do poszukiwania rozwiązań. Na stronie pokazujemy sprawdzone przez nas domowe sposoby na nudę z dzieckiem, tworzymy Domowy Teatrzyk Kukiełkowy „Teatrzyk Milolka” i dzielimy się swoją pasją do drewna.
MK: To na koniec zdradźcie, co kryje się pod nazwą: Maszyna Milolka? Kim jest Milolek???
Ania: Haha! Długo zastanawialiśmy się nad nazwą.Chcieliśmy,żeby była jak najbardziej nasza i jak najbardziej obrazowa. „Maszyna” ma kojarzyć się z: a) działaniem, z zębatkami, które się uzupełniają; b) rodziną – rodzina jest jak maszyna, w której wszystkie części są niezbędne.
Łukasz: A „Milolek” powstał z sylab zapożyczonych od imion naszych dzieci:Michalinka i Karolek.
MK: Wspólnych pasji macie kilka i wkrótce o kolejnej z nich porozmawiamy. Ale są ludzie, którzy ich w ogóle nie mają. Co chcielibyście im przekazać?
Ania: Zawsze jest czas na odkrywanie siebie na nowo, na podtrzymywanie ognia, który tli się, na zapisywanie z dumą tego, co jest. Nie szukaj wymówek! To czas jest nasz, a nie my niewolnikami czasu! I choć on ciągle biegnie, nie musisz za niczym gonić! Czas jest życiem! Przeżyjmy je jak najpiękniej! Dlatego szukajcie czasu… w sobie! Szukajcie pasji
MK: Aniu, Łukaszu, dziękuję Wam za wywiad na trzy głosy i życzę Wam niekończącej się drewnianej weny oraz dłuższej doby!
Opracowała: Marta Korycka
Materiał chroniony prawami autorskimi
1 thought on “DREWNIANA SYMFONIA NA 4 RĘCE– rozmowa z Anią i Łukaszem Pawelec o ich drewnianej pasji w wersji dziecięcej”