SEANS NA KANAPIE, odc. 8 “Pod prąd” (reż. Javier Fuentes-Leon)

życie i pasje

Odsłony: 2351

7365263.3Płynąc pod prąd trzeba liczyć się z tym, że można wpaść na mieliznę, rozbić się o skały, a nawet pójść na dno. To niebezpieczne, zwłaszcza w sferze uczuć oraz na płaszczyźnie społecznej. Czasem jednak jest nieuniknione. Contracorriente – tak brzmi w oryginale tytuł filmu, o którym chciałabym dziś opowiedzieć w “kanapowym” cyklu, a mianowicie o peruwiańskim dramacie z 2009 r. podejmującym trudną, kontrowersyjną tematykę w malowniczej, nadmorskiej scenerii.

Akcja filmu dzieje się w małej, rybackiej wiosce w Peru. Lokalna społeczność jest przywiązana do tradycji, konserwatywna, skoncentrowana wokół kościoła katolickiego. Mieszkańcy żyją dość biednie, ale szczęśliwie, mają swoje zwyczaje, rytuały, zasady. Rodzina jest dla nich na pierwszym miejscu. Lojalność wobec przyjaciół, honorowe postępowanie także stanowią ważne wartości. Czy znajdzie się tu miejsce na popłynięcie “pod prąd”?

Miguel i Mariela są młodym małżeństwem, spodziewają się dziecka. Wydawać by się mogło, że między nimi trwa sielanka. Tymczasem jest jeszcze ktoś trzeci, ale musi pozostawać w cieniu. Namiętny związek z przystojnym malarzem Santiago toczy się w ukryciu. Osiołkowi w żłoby dano… Bohater przeżywa konflikt tragiczny, cokolwiek wybierze, nie będzie to dobre wyjście. Oszukuje bliskich i samego siebie.

Paradoksalnie, tym, co wyzwoli uczucia, okaże się śmierć. Kochankowie będą razem. Ich szczęście niczym bańka mydlana szybko rozbije się o kanciastą rzeczywistość. Trzeba pogodzić się z odejściem ukochanej osoby, zmierzyć się z prawdą, zaakceptować ją. I tak nie bez przyczyny przychodzą na myśl słowa piosenki Anny Jantar “nic nie może przecież wiecznie trwać/ co zesłał los trzeba będzie stracić/ nic nie może przecież wiecznie trwać, / za miłość też kiedyś przyjdzie nam zapłacić”. Rachunek, niestety, będzie wysoki.

Pod prąd opowiada o różnych obliczach miłości, o tym, jak trudno żyć w zgodzie z własnymi uczuciami, by nikogo nie ranić. To także opowieść o żałobie pozwalającej zaakceptować stratę, o tchórzostwie i męstwie, o samotności, cierpieniu, o tolerancji, konwenansach, społecznym wykluczeniu, o honorze.

Ważną rolę odgrywa motyw wody – to ona daje życie, ale i niesie zagładę. Oczyszcza, ale i potrafi zatruć. Ukrywa i odsłania to, co w niej się znalazło. Rybakom zapewnia źródło utrzymania, artystom – inspirację. Żywioł wody obecny jest w życiu bohaterów Pod prąd , nie tylko jako malownicze tło.

Film ma jednowątkową, prostą fabułę, skupia się na emocjach i przeżyciach postaci. Atuty stanowią uchwycone okiem kamery piękne pejzaże, malownicze kadry z plaży, czy targu oraz latynoska muzyka. Ciekawym zabiegiem jest wprowadzenie realizmu magicznego, szczypty fantastyki w południowoamerykańskim wydaniu. Fani Uwierz w ducha mogą poczuć się ukontentowani, niemniej to zupełnie inne filmy.

Pod prąd bywa nazywany peruwiańskim “Brokeback Mountain”. Zaklasyfikowany jako melodramat – jest jednak czymś więcej. Miłosne perypetie nie przesłaniają problematyki społecznej. Film stawia pytania, nie podaje wniosków na talerzu, nie daje gotowych recept i idealnych rozwiązań. Widz ma nad czym się zastanawiać. Co ciekawe, twórcom filmu oraz znakomitym aktorom udało się tak pokazać bohaterów, że widz – nawet, jeśli nie pochwala sytuacji, to darzy postaci sympatią, kibicuje im, wraz z nimi przeżywa rozterki, dylematy. Żadnemu z bohaterów nie można odmówić prawa do miłości i szczęścia. Niestety, rzadko się zdarza, aby był wilk syty i owca cała.

Reżyser, a zarazem scenarzysta Javier Fuentes-Leon połączył trudną, odważną tematykę o wymiarze uniwersalnym z lokalnym kolorytem. Stworzył poruszającą, zapadającą w pamięć historię, o której myśli się jeszcze długo po wyświetleniu napisów końcowych. Zadziwiające, że tak dobrze wypadł ten debiut. Fuentes-Leon nie miał przedtem filmowego dorobku, w ogóle zanim zajął się reżyserią, studiował medycynę. Już jego pierwsze dzieło dowiodło reżyserskiego talentu i ogromnej wrażliwości.

Pod prąd zdobył nagrodę specjalną na festiwalu w San Sebastian, nagrodę publiczności w kategorii kino światowe – na festiwalu w Sundance. Zaistniał bez fajerwerków, w stonowany, oszczędny sposób, wzbudził uznanie prostotą wyrazu, emocjonalnością. Warto poświęcić mu dwie i pół godziny, przekonać się jak to jest z tym byciem “pod prąd”. Mam nadzieję, że udało mi się zbyt wiele nie wyjawić i choć jedną osobę zachęcić do obejrzenia filmu. Czekam na Wasze wrażenia!

 

7365263.3

AGAAgnieszka Grabowska – absolwentka filologii polskiej UJ, nałogowa czytelniczka, blogerka w kratkę. Ambiwertyczka spod znaku Ryb. Po ośmiu godzinach spędzonych zawodowo w zupełnie innej dziedzinie – zabiera się za literki. Ma szczęście w konkursach. Nie wyobraża sobie życia bez książek, kawy, kotów i muzyki. Prywatnie – mama i żona. Nie unika kuchni, choć przydałaby się jej patelnia automatycznie odcinająca Internet w kulminacyjnych momentach pichcenia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *